sobota, 30 sierpnia 2014

na słodko

Od rana pracuję z fimo. Niestety nie mogę Wam nic pokazać, bo projekt jest tajemnicą i nie jestem pewna czy i kiedy go zrealizuję. Ale nie poddaję się i walczę dzielnie! W czasie gdy czekałam na wypalenie się w piecu pierwszej partii miniaturek machnęłam mały torcik. Czekoladowy, z marcepanową różą. Mniam! Natalka, to prezent dla Ciebie na Twoje urodzinki <3

 
A dla moich kochanych niedowiarków zdjęcia z jednogroszówką, o które się tak upominacie. Przepraszam, że ostatnio zapomniałam o monetce. Nie byłam przy kasie, heh ;-)




 
Smacznego Kochani! O ile moja mała bratanica się z Wami podzieli :P

sobota, 23 sierpnia 2014

królewskie śniadanie

Uwielbiam weekendy. I uwielbiam jeść. A spożywanie posiłków w dni wolne od pracy to połączenie marzenie. Od samego rana można celebrować śniadanie, niespiesznie przygotować pyszny obiad, później radować się domowym ciastem a na finał podać ulubione dania na kolację.
 
Dlatego w moim domku nie zabraknie suto zastawionego stołu ;-)
 
Jedynym problemem jest brak zastawy, której jeszcze się nie dorobiłam. Ale i to można obejść, czyli zrobić ją sobie samemu! Przedstawiam srebra rodowe w wersji śniadaniowej, czyli komplet jajeczny.
 
Kieliszki, solniczka, misy, patera oraz świeczniki wykonane oczywiście z elementów do tworzenia biżu. Dokładnie tych samych z których robię kolczyki, naszyjniki i bransoletki ;-)
 
Królewskie śniadanie, całe na srebrnej zastawie. Patrzcie i podziwiajcie, heh




 
  



 
 
Smacznego Kochani!

niedziela, 17 sierpnia 2014

schody w roli głównej

Ha! Zrobiłam je!! Po prawie dwóch miesiącach. Już są. Moje schody ;-)
 
Wymagają jeszcze ukrycia pewnych niedoróbek i ponownego przemalowania ale nie mogłam się doczekać ich prezentacji i już porobiłam fotki. A co tam i tak jestem z nic dumna. Moje pierwsze i mam nadzieję ostatnie w tym roku schody ;-)





Pierwsze co musiałam zrobić to szkielet - powstał bez planów, na szybko. Okazał się pasować, więc resztę już pociągnęłam dalej bez problemów. Jako że wykonałam go z balsy był bardzo kruchy i cała konstrukcja wymagała sporych wzmocnień.
 
Najbardziej żal było mi listwy przypodłogowej, którą musiałam oderwać. Raz, by konstrukcja idealnie przylegała do ściany, dwa - by ją mieć do wykończenia schodów ;-)



 
 
 Wraz z umocnieniami powstała ściana i regał na książki


 
Z okazji budowy schodów wymierzyłam i docięłam odpowiednio sufit ;-)


 
Kolejny etap prac to kominek. Tu jego front.

 
 
oraz wnętrze. Wkład kominkowy już miałam, kto czytał dokładnie bloga pamięta post o święcącej kupie ;-)

I włala! Patrzcie i podziwiajcie ;-) Szkoda tylko, że nie miałam więcej gadżetów by móc odpowiednio przystroić zmieniające się wnętrze salonu.


 

 










 
 


I w ten oto sposób, zaledwie w jeden dzień zostałam posiadaczką podgrzewanych schodów ;-)

piątek, 15 sierpnia 2014

poradniki domkowe

Wczoraj zaczęłam mój pierwszy weekend (taki umiłowany, bo dłuuugi) po urlopie. Nie mogłam tego wieczoru spędzić inaczej niż na miniaturkach. Powstały, przy pomocy mały rączek, pierwsze książki.

 
Na początek na warsztat poszły książki z brzegiem (ale za to z kiepską okładką). Skorzystałam tu z kilku wzorów na miniaturowe książeczki znalezionych w necie



Chwilę później miałam już pierwsze magazyny Dolls House world ;-)


A na koniec najprzyjemniejsze. Poradniki domkowe, czyli jak urządzić mały domek w stylach, które podobają mi się najbardziej ;-)

Te książko-magazyny mają okładki zrobione z ilustracji znalezionych w kolorowych gazetach. Chciałabym mieć ich duże odpowiedniki ;-)





 
 


Oraz małe książki kucharskie, album ze sztuką nowoczesną i zapomniana (przynajmniej w moim domku) sztuka haftu do kompletu



No to mogę powoli myśleć już o własnej biblioteczce. Chciałabym umieścić kilka półek koło kominka, pod schodami... tak, tak... schody... temat drażliwy :(

sobota, 9 sierpnia 2014

powrót do przeszłości

W tym roku urlop spędzałam podróżując w czasie. Pierwszego dnia wakacji przestawiłam datę we wszystkich dostępnych mi urządzeniach dokładnie o sto lat. I obudziłam się w całkiem innym już świecie. W małej zapomnianej, zakurzonej beskidzkiej wsi.




Szaleństwo pomyślałam. Na szczęście "tuż obok była apteka". Niestety nie znalazłam tam lekarstwa na moje zagubienie...





 
 
 
Spichlerz...

To czego nie lubimy, czyli schody, a właściwie drabina z poręczą ;-)


 
 




Zajrzałam również do kowala. Nie wiem po co, może chciałam by walnął mnie w ten mój głupi łeb. Bo kto przy zdrowych zmysłach chce spędzać dwa tygodnie na takim zadupiu...





Szwędałam się po wsi, nie wiedząc co ze sobą począć. A gospodarze przypatrywali mi się z niemniejszym zainteresowaniem niż ja im.
 

 
 


 
 


 
Wszystkie chałupy były zamieszkałe. A ich mieszkańcy, choć gościnni, to mimo wszystko podejrzliwi i zachowujący dystans.








Pociemniało niebo, zbierało się na deszcz. To tutaj znalazłam schronienie. Spędziłam pierwszą noc... na sianie.


 
 





Ale już na kolejne dni przeniosłam się do ostatniej chaty, na skraju wsi. Wcześniej mieszkała tu zielarka. Była znachorką, a ludzie jak to ludzie... Odwiedzali ją tylko jak czegoś od niej potrzebowali. W inne dni, pluli na nią i obrażali. Aż poszła sobie precz!
I taka chałupa przypadła mi w udziale. Ciekawe czemu?!?!? Przez aparat fotograficzny? Serio? Jak można wierzyć, że kradnę ich dusze robiąc im zdjęcia... Ciemnota jedna! A może przez moje krótkie szorty... E tam... gołych girek nie widzieli?!

 
Tak właśnie spędziłam dwa tygodnie. Ale nie nudziłam się, chatę znachorki przerobiłam na pracownię miniaturek. Było ciężko, zwłaszcza, że narzędzia były trochę toporne, ale bawiłam się wyśmienicie. Do zachodu słońca przynajmniej, bo później to egipskie ciemności zapadały :(




 
Cieszę się, że już wróciłam. Żarty żartami, ale warto czasami odwiedzić takie miejsca jak etnopark.  A o domku sprzed stu lat pomyślę, jak się uporam z aktualną budową ;-)
 
Do usłyszenia wkrótce moi cywilizowani czytelnicy ;-)