niedziela, 7 czerwca 2015

chichot losu

Nie poleciałam. Po prostu. Plecak spakowany, odprawa zrobiona, wszystko na dobrej drodze i bach! Nagły zwrot akcji i na 6 godzin przed wyjazdem decyzja nie lecimy. Niestety, czasem trzeba poświęcić marzenia, by ratować inne sprawy. Nie powiem, przeżyłam to i było mi cholernie smutno. Ale z pomocą przyjaciół wzięłam się w garść i skoncentrowałam się na innych przyjemnościach i wyzwaniach na które nie miałam wcześniej czasu.
 
 
 
W ciągu ostatnich dziesięciu dni wybrałam się na dwie wycieczki, odwiedziłam masę sklepów, kupiłam nowe lampy do mieszkania (to znaczy część kupiłam, a jedną wydawało mi się że kupiłam!), wymieniłam baterię przy zlewie i mam na nowo wymalowane całe mieszkanie!!! Nic nie pomaga lepiej na smutki niż ciężka praca ;-)
 
Sypialnia - moja super stara (i już niekompletna) lampa. Goła żarówka w roli głównej ;-)
 
Najmilej wspominam wycieczkę z Joanną do Czacza. Nie zastąpi ona co prawda wielkiego podboju Ameryki Południowej, ale skarbów tam równie wiele. Prawdziwa gratka dla szperacza! Odwiedziłam prawie 60 wystawek: namiotów, podwórek, garaży, starych domów. I tak jak za każdym razem problem był tylko jeden - jak wszystkie zakupy zmieścić do auta!






 


Udało mi się również usiąść w jeden dzień do miniaturek ;-) Za cel obrałam wejście do domku. Sporo zrobiłam, choć nadal końca nie widać.

Tak wyglądał mój domek jeszcze tydzień temu.

 
A tak prezentuje się obecnie
 

Zmieniłam płytki na tarasie - z łazienkowych na kamienne, zamontowałam balustradę, przemalowałam lampę, dokleiłam kołatkę na drzwi...
 

 powstały również kamienne schody

 
oraz tynk na podmurówce. Monika, dziękuję za podsunięcie pomysłu na jego wykonanie, naprawdę żałuję, że nie posłuchałam Cię wcześniej. Zdecydowanie to był dobry pomysł na kwiaciarnię, a ja ją po prostu zabetonowałam. Ale jak widzisz pomysł wykorzystałam przy domku ;-)


a na koniec zasadziłam trawkę. Tu z pomocą przyszła Agnieszka i Jej wiedza o kępkach wszelkich :)


No to domek trochę pchnięty do przodu. Brakuje mu jeszcze okiennic (ale te zrobię pewnie dopiero jak piętro powstanie), zielska wszelkiego, kwiatów i krzewów. Choć i one muszą trochę poczekać na swoją kolej.
Teraz robię porządek z moim mieszkaniem i prawdziwym życiem. Wierzcie mi, wyzwań mam co niemiara!

I na koniec podziękowania za zmobilizowanie mnie do działania, gdy wydawało mi się, że jestem w czarnej głębokiej dupie. Dzięki Dziewczyny!
Anna

2 komentarze:

  1. Przykro mi że podroż się nie udałą ale jak chcesz to mogę zrobić dla Ciebie Amerykę południową u mnie w Szemudzie, moje dzieci to dzikusy a i jakaś palma się znajdzie ;) Domek piękny!

    OdpowiedzUsuń